Strona:Karol May - Zmierzch cesarza.djvu/58

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

nie koronel postanowił obejść łąkę, ciągnącą się za lasem.
Na myśl o tem Kurt powziął decyzję: weźmie pułkownika do niewoli. Zadanie nie było lekkie, czuł jednak dosyć siły, aby plan przeprowadzić.
Pochylony ku ziemi zaczął się skradać za oficerem. Pułkownik wyszedł istotnie na łąkę i posuwał się brzegiem lasu. Kurt skradał się za nim dopóty, aż obydwaj znacznie oddalili się od posterunku. W pewnej chwili oplótł gardło pułkownika palcami obydwu rąk. Oficer jęknął półgłosem, wyciągnął ręce, ale napastnika schwytać mu się nie udało. Kurt ścisnął go Jeszcze mocniej za szyję. Pułkownik zacharczał i upadł na ziemię.
Szybkim ruchem wyciągnął Kurt chustkę do nosa, skneblował nieprzytomnego pułkownika, zdjął z biodra lasso i związał mocno ręce i nogi jeńca tak, by się pułkownik po obudzeniu nie mógł ruszyć.
Potem wziął go na plecy i ruszył do swego konia. Odnalazł wierzchowca, chociaż panowały ciemności. Wciągnął jeńca na grzbiet konia, dosiadł, i, podtrzymując pułkownika, ruszył naprzód, z początku wolno i ostrożnie, potem coraz szybciej, o ile oczywiście pozwalały na to ciemności i rodzaj terenu.
Zamiast zdążać w dawnym kierunku, któryby go szybko zaprowadził do przednich posterunków republikanów, jechał prosto. Po pewnym czasie zaczęto nań wołać. Przystanął. Wylegitymowawszy się umówionem hasłem, zapytał stojącego wpobllżu oficera.
— Kto jest waszym dowódcą?

56