Strona:Karol May - Zmierzch cesarza.djvu/51

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Lopez podał umyślnie noc z 15-go na 16-y, zamiast z 14-go na 15-y. Kłamiąc nadal jak z nut, odparł:
— Nie może przybyć wcześniej. Mówił, że do tego czasu nie będzie go w obozie.
— Cóż robić. Trzeba ustąpić, Jaką obraliście godzinę?
— Północ.
— Oby noc była jak najciemniejsza! Jeśli plan się uda, może pan liczyć na wysoką zapłatę.
Lopez wzruszył ramionami i rzekł z uśmiechem:
— Trudno żyć samą nadzieją.
— Nie ufa pan moim słowom?
— Ależ tak, lecz...
— Lecz..? — zapytał Miramon.
— Nie można zapominać, że Juarez jest nietylko naszym przeciwnikiem lecz i zaciekłym wrogiem. Gdy zostanie prezydentem, nie będzie pan odgrywać w kraju żadnej roli.
— Zostanę nawet skazany na banicję.
— Jakże więc sennor będzie mógł mnie wynagrodzić?
Hm. Sądzi pan, że naprawdę poddam się zarządzeniom Juareza? Będę wobec niego bezwzględny. Mam jeszcze jakie takie wpływy, — sięgają nawet daleko poza ocean — użyję ich, aby obalić Juareza.
— Ciężkie zadanie, którego nie potrafili rozwiązać ani Napoleon, ani Maksjmiljan.
— Szkoła, przez którą przeszedłem, nauczyła

49