Strona:Karol May - Z Bagdadu do Stambułu.djvu/216

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.
—   186   —

tym, którzy wam złorzeczą, czyńcie dobrze tym. którzy was lżą i prześladują, gdyż wszyscy jesteście dziećmi waszego ojca w niebiesiech“. Muszę być posłuszny tym rozkazom, gdyż jestem chrześcijanin.
— Ależ, nakaz ten jest nierozumny, niekorzystny. Jeśli go posłuchasz, to zginiesz w każdem niebezpieczeństwie i przegrasz każdą walkę!
— Przeciwnie! W tym nakazie utajona jest treść mądrości Bożej. Byłem już w niejednem większem niebezpieczeństwie, częściej też znajdowałem się w położeniu obronnem, niż drudzy, a zwyciężyłem zawsze, ponieważ Bóg dopomaga tym, którzy Mu są posłuszni.
— Nie chcesz mi więc pomóc, emirze, pomimo, że jesteś moim przyjacielem?
— Jestem twoim przyjacielem i dowiodę ci tego, ale czy chcesz, Hassanie Ardżir Mirzo, być tchórzliwym skrytobójcą?
— Nigdy, emirze!
— A jednak zamierzasz ihlatów napaść we śnie! A może zbudzisz ich, zanim na nich napadniesz, aby walka była otwarta?... Wówczas byłbyś zgubiony.
— Panie, ja się ich nie boję!
— Wiem o tem. Powiadam ci, że ja sam walczyłbym z tymi trzydziestu ludźmi, gdyby szło o sprawę słuszną. Broń moja więcej warta od ich broni. Kto mi jednak powie, czyli ich pierwszy strzał, pierwsze cięcie lub pchnięcie nie odbierze mi życia? Dzika, nieokiełznana waleczność równa się wściekłości bawołu, pędzącego na ślepo ku zgubie. Przypuśćmy, że zabijecie dziesięciu lub piętnastu ihlatów, to pozostanie jeszcze przecież piętnastu przeciwko wam. Zdradzicie się tylko przed nimi, a oni pójdą w trop za wami, dopóki nie wyginiecie.
— Rozumnie brzmi twoja mowa, panie, jeżeli jednak oszczędzę mych prześladowców, to tem samem oddam się w ich ręce! Pochwycą mię dziś lub jutro, a co potem się stanie, to już słyszałeś.
— Kto mówi, żebyś się im poddawał?