Strona:Karol May - Yuma Shetar.djvu/9

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

domków, stojących na podwórzu. Słyszałem, jak hacjendero krzyczał z przerażenia; żona wtórowała mu głośnem biadaniem.
A miało spaść na niego jeszcze gorsze nieszczęście. Trzydziestu, czy czterdziestu czerwonych wsiadło na konie i pojechało w różnych kierunkach. W jakim celu, tego nie mogłem się domyślić. Po upływie pół godziny zobaczyłem na wzgórzach, po stronie wschodniej, wznoszący się w powietrzu dym; następnie zauważyłem to samo na południu, a wnet potem na północy. Ku zachodowi nie mogłem patrzeć, gdyż leżałem zwrócony głową w tym kierunku. Nie było żadnej wątpliwości; czerwoni podpalili las! Wyschnięta trawa posłużyła za hubkę, którą ogień pożerał z przerażającą szybkością; od niej zajęły się suche gałęzie i pożar wzmógł się wkrótce tak, że płomień dosięgał wierzchołków drzew. Hacjendero prosił, jęczał i klął naprzemian, — bez skutku. Czerwoni podsycali ogień, dopóki nie rozgorzał tak potężnie, że żadna siła ludzka nie mogłaby go powstrzymać, i nie ulegało wątpliwości, że soczyste rośliny, wysuszone na jego skwarze, będą musiały paść pastwą płomieni.
Żar wzmagał się gwałtownie, zmuszając Indjan do szybkiego odwrotu. — Nałożono koniom siodła juczne i obładowano je zdobytym łupem. Następnie uformował się pochód. Na czele jechał wódz; po nim następowałem ja z moimi pięcioma strażnikami; dalej znowu kilku Indjan, a za nimi emigranci z hacjenderem i jego żoną; wszyscy byli skrępowani i eskortowani z obydwóch stron przez czerwonoskórych. Za tymi ostatnimi pędzono nakoniec zdobyte konie, bydło rogate, owce i

9