Przejdź do zawartości

Strona:Karol May - Walka o Meksyk.djvu/138

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Skoro tylko otwarła się droga do portu, Sternau napisał do domu, zawiadamiając, że wszyscy są uratowani. Gdyby już mógł być w swoim starym, kochanym Reinswaldenie!

∗             ∗

A w Reinswaldenie siedział sobie w krześle bujającem kapitan Rodenstein i przerzucał papiery. Stary leśniczy postarzał się i posiwiał. Dziś właśnie dręczyły go straszliwy atak podagry.
Wszedł Ludwik, uderzył obcasem o obcas, i czekał, kiedy pan do niego przemówi. Leśniczy odwrócił się i rzekł niechętnie po długiej chwili milczenia:
— Dzień dobry, Ludwiku.
— Dzień dobry, panie kapitanie.
— Co nowego? Żadnej kradzieży? Żadna krowa nie ocieliła?
— Nie.
— Niech cię wszyscy djabli wezmą z twojem wiecznem „nie“. — Au!
Leśniczy wykonał ruch zbyt gwałtowny ze względu na podagrę. Wykrzywił się więc straszliwie pod wpływem bólu.
— Znowu! — fuknął. — Bodajbyś był leśniczym! miał podagrę!
— A pan chciałby być ewentualnie Ludwikiem

134