Strona:Karol May - Walka o Meksyk.djvu/10

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Powitawszy się serdecznie, poczęli snuć opowiadania o wypadkach, które zaszły po walce pod Guadelupą. Goście spodziewali się zastać w hacjendzie Sternaua i jego przyjaciół. Skoro posłyszeli, że Sternau z towarzyszami znowu zaginął, ogarnęło ich przygnębienie.
Stary hacjendero opowiedział, co zaszło od czasu przybycia Sternaua i jego towarzyszy do chwili ich zniknięcia. Zapewniał, że jakiś djabeł wcielony musiał ująć sprawę w swe ręce.
Gerard słuchał w milczeniu. Gdy Arbellez skończył, zapytał:
— Nie dają znaku życia?
— Nie.
— Szukano ich?
— Owszem, jednak bezskutecznie. Sam Juarez chciał zaginionych odnaleźć, posłał Sępiego Dzioba na zwiady. Sławny strzelec wrócił z pustemi rękami. Znalazł wprawdzie ślad i podążył za nimi do Santa Jaga, ale niczego nie dopiął. W Santa Jaga ślady zginęły.
Hm. Więc udali się do Santa Jaga? To zawsze coś. Trzebaby jeszcze raz zacząć od początku.
— Któż ma się zająć poszukiwaniami?
— Oczywiście ktoś, kto się na tem zna. Ja sam wyruszę.
Na to rzekł Pirnero:
— Wy? Ty? Nie! Nie chcę, aby się mój zięć narażał na takie niebezpieczeństwo.
— W takim razie uważam, że wszyscy, których tak kochamy, są zgubieni.
— Przeklęta historja! Trzeba ich koniecznie od-

6