Strona:Karol May - Walka o Meksyk.djvu/9

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
I
W POSZUKIWANIU

W jakiś czas później stary hacjendero Pedro Arbellez siedział przy oknie i patrzył na równinę; ruchawka wojenna przeniosła się na południe, bydło więc znowu spokojnie krążyło po pastwiskach hacjendy.
Wyglądał zdrowo i dobrze. Odzyskał spokój i równowagę; na twarzy malował się jednak wyraz melancholijnej powagi, odblask nastroju córki, która czuła się nieszczęśliwa po stracie ukochanego.
Ujrzał kilku jeźdźców, zbliżających się od północy. Na przodzie jechało dwóch mężczyzn i kobieta, ztyłu jakiś człowiek poganiał kilka koni, obładowanych towarem.
— Któż to być może? — zapytał Arbellez starą piastunkę Marję Hermoyes.
— Zaraz zobaczymy — rzekła, patrząc w kierunku równiny. — Ci ludzie zmierzają ku hacjendzie, zapewne więc wkrótce tu staną.
Ujrzawszy zabudowania, jeźdźcy spięli konie i wjechali przez bramę na podwórze. Łatwo sobie wyobrazić zdziwienie Arbelleza na widok Pirnera oraz radość Emmy, gdy ujrzała Rezedillę i Czarnego Gerarda, którego poznała w Guadelupie.

5