Strona:Karol May - W wąwozach Bałkanu.djvu/446

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.
—   420   —

wody. Wypływała z okrągłego wgłębienia, wyłożonego tym samym, rdzawym osadem. Miejsce wydeptane dokoła, wskazywało, że odwiedzano je często.
Na krawędzi wgłębienia leżały kamienie, przyniesione tu snać na siedzenia.
W tej chwili znajdowały się tam tylko trzy osoby żeńskiego rodzaju: dwie kobiety i mała ośmioletnia dziewczynka.
Jedna z kobiet była dość dobrze, choć nie czysto ubrana i odznaczała się pokaźną tuszą. Ona to wydawała owo fistulowe zrzędzenie, które nas doleciało. Stała odwrócona do nas plecyma, a z powodu własnego krzyku nie słyszała naszego przybycia.
U nóg jej leżało kilka szmatek i stary garnek z odbitem uchem. Garnek się przewrócił, a z niego ciekła powoli gęsta, szaro brunatna, nieapetycznie wyglądająca masa.
Druga kobieta siedziała na jednym z kamieni. Miała na sobie tylko bardzo lichą ciemną spódnicę i przedpotopową chustę, zarzuconą tak, że zakrywała jej także ramiona i ręce. Pozatem jednak przedstawiała się dość schludnie, schludniej od tej drugiej, której suknia świadczyła o tem, że żyła w lepszych stosunkach. Na jej chudej twarzy wyżłobiła nędza swe smutne runy. Stojące koło niej dziecko odziane było tylko w bawełnianą koszulę, czysto wypraną i wybieloną widocznie.
Wrzaskliwa gruba wyrzucała z siebie słowa tak szybko, że nie łatwo było podążyć za niemi. Tylko główniejsze wyrazy, wypowiadane z naciskiem, dały się wyraźnie rozróżnić. Żaden posługacz nie zdobyłby się na dosadniejsze przezwiska. Rzucała się przytem z pięściami to na drugą kobietę, to na dziecko płaczące.
Ta druga wykonała na nasz widok ruch, który skłonił Ksantypę do odwrócenia się do nas.
O nieba! Co za oblicze ujrzałem! Twarz tatuowanego mieszkańca wysp południowych jest wobec tego czystym ideałem piękności. Powodem było to, ża ta kobieta nasmarowała sobie twarz gęstą czerwoną masą.