Strona:Karol May - W wąwozach Bałkanu.djvu/405

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.
—   381   —

Byłbym się zaraz po pierwszem słowie nie sprzeciwiał i tylko z powodu H alefa nie uspokoiłem się odrazu. Chciałem widzieć twarz jego, po której ustawicznie coś drgało i przeciągało. Bał się może, że zapłacę na końcu i rzekł skwapliwie:
— Zihdi, wszak ty znasz Koran i wszelkie jego tłómaczenia. Czemu działasz przeciwko tym przez anioła Gabryela natchnionym naukom? Czy nie uważasz, że to bezbożność odtrącać rękę otwartą i szczodrą? Kto udziela jałmużny, daje ją Allahowi, a kto przyjęcia daru odmawia, obraża Allaha. Mam nadzieję, że zaraz pożałujesz oschłości swojego serca i oddasz cześć prorokowi. Wsiadaj na konia i nie troszcz się o piastry, których nikt nie chce!
Wypowiedział to tak poważnie i gorliwie zarazem, jak gdyby szło o śmierć i życie, o potępienie i zbawienie. Ustąpiłem śmiejąc się i podałem tylko parobkom bakszysz. Była to drobnostka, ale wprawiła ich w taki zachwyt, że po kolei pocałowali mnie w rękę, czemu mimo wysiłku nie zdołałem przeszkodzić. Następnie odjechaliśmy z tego miejsca, najpierw trzymając się trochę wsi, poczem skręciliśmy na drogę, wiodącą do Ostromdży.
Jechaliśmy nią bardzo krótko. Potem, gdy już wieś była za nami, spytałem gospodarza:
— Czy ten, tak zwany gościniec, to jedyna droga do Ostromdży?
— Ta jest najprostsza. Są jeszcze inne drogi, ale zabiorą więcej czasu.
— Wyszukajmy sobie taką drogę! Chciałbym właśnie tej uniknąć.
— Dlaczego?
— Bo jutro, gdy przybędą za nami ci dwaj hultaje...
— Jutro? — przerwał gospodarz.
— Tak. Chcą tak długo zabawić u ciebie, bo wolno im nic nie płacić. Nie oczekują cię przed jutrem zrana, bo będziesz, ich zdaniem, w swoje urodziny pił tęgo.