Strona:Karol May - W wąwozach Bałkanu.djvu/402

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.
—   378   —

— Skoro jest dowiedziony. Jeżeli jednak jestem chory, wówczas nie mogę spełnić rozkazów.
— Ach, chcesz udać chorego? Ja musiałbym to także uczynić, a to już wpadłoby w oko. Dlaczego mielibyśmy przypadkowo zachorować obydwaj?
— Na to także jest dobra wymówka. Spotkaliśmy się w drodze z tymi czterem a cudzoziemcami i zaatakowali nas.
— Hm! Zatem ranni?
— Tak. Ja sobie obwiążę głowę, a ty to samo zrobisz z ręką. Będziemy tak znużeni i wycieńczeni, że nie będą mogli żądać od nas żadnej usługi. — Popatrzno, gospodarz wyjeżdża przez bramę! Pij, żebyśmy się przekonali, czy parobek rzeczywiście znowu nam dzbanek napełni.
Pili i pili, dopóki ku memu zdumieniu, a nawet przerażeniu, rzeczywiście dzbanka nie wypróżnili. Następnie przystąpił jeden z nich do okna i zawołał na parobka. Ten zaraz oczywiście wszedł, bo otrzymał już od swego pana odpowiednie wskazówki.
Obaj goście dowiedzieli się teraz, że przyniesie im wszystkiego, czego tylko zechcą i kazali mu przedewszystkiem dzbanek znowu napełnić.
Dwoma takimi dzbanami raki możnaby spoić nosorożca, byłem więc przekonany, że popadną niebawem w stan, niekorzystny dla mego zamiaru podsłuchania ich tutaj.
I rzeczywiście usiedli w milczeniu obok siebie, gdy przyniesiono pełny dzbanek, patrzyli dziko przed siebie i popijali w krótkich odstępach. Poznałem, że się już nic od nich nie dowiem, postanowiłem więc oddalić się stąd.
Nie byłem zadowolony z tego wyniku. Cóż bo wskórałem? Usłyszałem, że Szut, tajemniczy dowódca tych, którzy się „w góry udali“, trzyma swoich poddanych w surowej karności i że na opornych nawet wyroki śmierci wydaje.
Oprócz tego wiedziałem już dokładnie, że Baruda el Amazat, Manacha el Barsza i zbiegłego z nimi z Adry-