Przejdź do zawartości

Strona:Karol May - W wąwozach Bałkanu.djvu/401

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.
—   377   —

— Manach el Barsza i Barud el Amazat będą tacy mądrzy jak my.
— Hm! To słusznie. Ale możemy ich łatwo oszukać.
— Jak?
— Zamilczymy o tem, że obcy pojechał do Doiran. Powiemy im tylko, że umknął i że prawdopodobnie zwrócił się do... do jakiejkolwiek miejscowości, którą sobie jeszcze wymyślimy. Potem pojedziemy pojutrze ku Doiran i zaczaimy się na tych czterech drabów.
— To pyszna myśl. Zdaje mi się jednak, że Manach i Barud nie dadzą się oszukać.
— Chyba gdybyśmy się bardzo głupio zabrali do rzeczy.
— Kto wie wogóle, jak długo to potrwa, zanim ich odnajdziemy!
— Ani jednej godziny.
— A ja myślę przeciwnie. Wiemy tylko, że mamy przyjść do ruiny, ale tam możemy długo ich szukać.
— Czy zapomniałeś, że mamy się zwrócić do starego Mibareka?
— Wiem bardzo dobrze, ale po pierwsze: wątpliwem jest, czy jego zawiadomili dokładnie o swojem miejscu pobytu, a powtóre: nie znamy tego starego.
— Podobno nosi także kopczę, tajny znak naszego związku.
— To jeszcze nie powód, żeby mu zdradzać wszelkie tajemnice.
— Więc mamy tajne słowo, które nam podał Barud el Amazat i które pewnie powie staremu Mibarekowi. To będzie znak, że ma nas zawiadomić o miejscu pobytu ukrytych. Tak ich natychmiast znajdziemy. To mi żadnej troski nie sprawia. Pytanie tylko, czy zażądają od nas jakich dalszych usług.
— Tego odmówię. To przeszkodziłoby nam w zasadzce na cudzoziemca.
— Odmówić? To nie uchodzi. Musimy być posłuszni. Wszak wiesz, że opór karze się śmiercią.