Przejdź do zawartości

Strona:Karol May - W wąwozach Bałkanu.djvu/382

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.
—   358   —

nie pozwolił mu zostać, jak tamtym dwom towarzyszom.
Gospodarz rozsunął tylko dwie cienkie plecione ściany i znaleźliśmy się przed drzwiami, prowadzącymi do jego sypialni. Była otwarta. Przekonałem się zaraz, że zapomocą rygla można było od wewnątrz zapobiec wtargnięciu kogoś niepowołanego.
Łóżek nie było. Dokoła ścian biegło tak zwane serir, nizkie podyum z tarcic, na którem leżały poduszki. Na tem sypiali domownicy, w lecie bez nakrycia, a w zimie przykryci kocami i futrami. Oczywiście nie zdejmowali ubrań do snu.
Ten zły zwyczaj mieszkańca Wschodu, ten brak prześcieradeł i niezmiernie rzadka zmiana bielizny, usposabiają go nie tylko do rozmaitych chorób, lecz ułatwiają i tworzą podstawę bytu dla dwóch gatunków krwiożerczych owadów, zwanych po łacinie „pulex i pediculus“.
Ściany były bielone. Zdobił je tylko jeden, tuż pod dachem umieszczony, napis w arabskim języku: „Snu sprawiedliwego strzegą anieli, zaś nad łożem niesprawiedliwego zawodzą wyrzuty swoje trwożne skargi“.
Komnata miała tylko jeden otwór okienny, a naprzeciw niego wisiała szafka.
— Tam leżały pieniądze — rzekł gospodarz, w skazując na nią. — Zamknąłem ją znów tak samo, jak była zamknięta wtedy, kiedy z niej wykradziono pieniądze.
— Otwórz-no ją!
Wyciągnął z kieszeni mały kluczyk i odemknął. Szafka była zupełnie próżna. Zbadawszy klucz i zamek, osądziłem, że nie był to zwyczajny fabryczny towar. Dowiedziałem się też, że sporządził je ślusarz z Ostromdży, a wedle mego zdania, nie dało się otworzyć zamku ani haczkiem, ani wytrychem.
Tem ciemniej przedstawiała się sprawa kradzieży i możliwość jej popełnienia.