Strona:Karol May - W wąwozach Bałkanu.djvu/344

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.
—   322   —

Kobieta spojrzała na męża z zakłopotaniem. Dał jej oczyma znak, kierując wzrok poza dom, a ona skinęła głową. Zdejmując rzeczy z siebie, przystąpiłem do okna i zobaczyłem, że gospodyni nasza z motyką w ręku przeszła przez potok po kilku wystających zeń kamieniach i zaczęła kopać po drugiej stronie. Domyśliłem się zaraz, co to być mogło.
W tych okolicach, a jeszcze więcej dalej ku Grecyi, panuje zwyczaj oczywiście u chrześcijan, że zakopuje się w ziemię dobrze zamknięte dzbanki lub inne naczynia z winem. Dzieje się to w tym celu, żeby je wydobyć na wesele córki. Wino jest wówczas niezwykle dobre. Na bogatych weselach idzie to bardzo wysoko; wypijają do ostatniej kropelki.
— Zostawcie je tam — rzekłem do ceglarza. — Ja wolę wodę, a moim towarzyszom, ponieważ nie są chrześcijanami lecz mahometanami, nie wolno pić wina.
— Nie są chrześcijanami? Przecież oni zrobili tu znak nabożny przed świętym!
— Bo widzieli, że ja to uczyniłem. Oni nie gardzą innowiercami, ale spełniają także swoje przykazania. Nie ruszajcie wiec wina z ziemi.
— A skądże wiesz, że mam wino zakopane i że kazałem je przynieść?
— Odgadłem.
— Mam niewiele, mały dzbanek. Córka moja otrzymała go w darze od młodzieńca, który się z nią był zaręczył. Zakopaliśmy wino, aby mieć na weselu uroczysty napój. Ale ponieważ umarła, chciałem je wam podać.
— Nie zgadzam się na to. Serceby mnie bolało.
— Panie, przyjmij jednak! Dajemy tak chętnie!
— Wiem o tem. Dar ubogiego ma wartość stokrotną. Niech ci się zdaje, że je wypiłem.
Wyszedłem i zawołałem kobietę napowrót. Usłuchała, ale z ociąganiem. Poprosiłem ją, żeby przygotowała wodę gorącą. Podczas tego wyprowadziliśmy konie na łączkę, porosłą soczystą trawą i spętaliśmy im przednie nogi. Następnie dałem gospodyni kawę do zmiele-