Strona:Karol May - W wąwozach Bałkanu.djvu/340

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.
—   318   —

— A tobie co? — złościł się pacyent. — Masz mi stawiać bańki, ale nie palić!
— Czym temu winien? — brzmiało usprawiedliwienie. — Instrument musi być gorący, bo inaczej nie pociągnie.
Odtąd miał się już na baczności i udało mu się przyczepić dwie bańki. Rzucił ku mnie tryumfujące spojrzenie, ale wyrwał go z tego zachwytu nad sobą samym groźny okrzyk Arnauty:
— Człowiecze, czy chcesz mnie zabić? Kto zniósłby takie boleści?
— Chwilkę cierpliwości! Czy swędzą cię jeszcze plecy?
— Nie. To pali, kłuje i gryzie!
— A, widzisz, że ci pomagam! Swędzenie już ustało. Teraz przyjdzie żelazko do ostrzenia.
Wyciągnął z worka długie żelazo i zaczął na niem ostrzyć instrument, który wziąłem za nożyczki do świec. Czynił to z miną tak przedsiębiorczą, jak gdyby szło o ścięcie hipopotama. Zbadał ostrze instrumentu na ściennej belce i ukląkł obok pacyenta.
Bańki tymczasem wychłódły i odpadły, pozostawiając dwie czerwone nabrzmiałości.
Lekarz przysadził się i jął liczyć:
— Bir — iki — ecz — raz — dwa — trzy! Allah ’1 Allah! Co robisz? Czy to wdzięczność za to, że ci zdrowie przywracam?
Oto w tej samej chwili, w której Arnauta poczuł ukłucie, dostał lekarz w twarz po raz drugi. Ofiara operacyi zerwała się i schwyciła cudotwórcę za kołnierz.
— Psie, ty mnie na pół zakłułeś! — ryknął. — Jak możesz tak bez miary marnować krew sługi padyszacha! Czy mam cię nadziać na rożen, czy udusić?
Powstałem także, ale nie z powodu tego zdarzenia, które mnie nic nie obchodziło, lecz dla zupełnie innej przyczyny. Oto człowiek, który obcinał sobie paznokcie, skończył tę czynność i zaczął inną niestety jeszcze mniej apetytną.