Strona:Karol May - W wąwozach Bałkanu.djvu/265

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.
—   247   —

— No, nie pozdrowisz podpisu i pieczęci swego przełożonego? — zapytałem.
Skłonił się i odpowiedział:
— Czemu nie wspomniałeś pierwej o tem buyuruldi?
— Zbyt prędko uporałeś się z przesłuchaniem. Nie bardzo też wysiliłeś się na pozdrowienie pisma baszy. Wstań i zdejm obuwie, a wtedy pokażę ci jeszcze jeden paszport!
— Na Allaha! Masz może ferman?
— Tak, oto jest!
Otworzyłem wielki arkusz. Ferm an to paszport najważniejszy. W górze, pomiędzy kaligraficznemi ozdobami zawiera tytuły padyszacha, a władzom nakazuje jak najbardziej uwzględniać życzenia i potrzeby podróżnego. Zarazem znajdują się tam wszelkie korzystne dla właściciela postanowienia, n. p. po jakiej cenie może dostać konie, eskortę i przewodników.
Ferm an wywołał zamierzone wrażenie. Kiaja bowiem zawołał:
— O ludzie, powitajcie godność, podpis i pieczęć władcy wszystkich wiernych! Z ust jego płynie prawda i błogosławieństwo, a co rozkaże, to się stać musi wszędzie na ziemi.
Ukłonom nie było końca. Schowałem wszystkie trzy paszporty napowrót do skórzanego etui i zapytałem kiaję:
— Co powie padyszach, gdy mu napiszę, że mnie tutaj zelżono, że mnie nazwano mordercą?
— Łaski, hazreti! Nie wiedziałem.
Hazreti znaczy wysokość. Byłem zadowolony i przybrałem minę pełną godności.
— Gotów jestem przebaczyć, choć było to wielkim błędem nazywać mnie zbrodniarzem, gdy tymczasem przybyłem, aby tu wykryć zbrodnię. Idźno do komina i odsuń drzewo. Znajdziesz tam coś, co nie należy do tego domu.
Posłuchał natychmiast. Gospodarz nie mógł ukryć przestrachu, a żona jego uważała za rzecz najstosowniej-