Strona:Karol May - W wąwozach Bałkanu.djvu/13

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.
—   5   —

Kiaja, to naczelnik gminy. Wtem przyszedł mi na myśl człowiek, z którym mówiliśmy poprzednio. Odwróciłem się i ujrzałem go, zbliżającego się do nas krokiem poważnym i wolnym.
Tego było mi już za wiele. Zrobiłem minę jak najgroźniejszą i przystąpiłem doń na kilka kroków.
— To ty sam jesteś bekdżim? — zapytałem.
— Tak — odparł z pewnością siebie.
Hadżi Halef Omar zauważył, że nie jestem już w dobrym humorze i zwrócił konia ku stróżowi dnia i nocy, patrząc przytem bystro na mnie.
— Czemu tego zaraz nie powiedziałeś, kiedy z tobą mówiłem? — zapytałem.
— Nie było potrzeba. Czy masz jeszcze pieniądze?
— Dla ciebie wystarczy. Oto zapłacę ci zaraz z góry za wszystkie pytania.
Na moje skinienie zaczął bicz Halefa skakać po grzbiecie stróża poddanych padyszacha. Ten chciał wstecz odskoczyć, ale hadżi ścisnął kolanami konia, przyparł bekdżego do muru i okładał go coraz nowymi ciosami.
Obity nawet nie pomyślał o tem, żeby zrobić użytek z pałasza lub kostura. Wrzeszczał tylko najrozmatszymi głosami, a wtórowała mu jego żona „jedyna“. Zapomniała przytem przytrzymać dno kosza przed obliczem i odrzuciwszy daleko od siebie tę osłonę swej kobiecej godności, poskoczyła ku koniowi Halefa, chwyciła za ogon i krzyczała, ciągnąc go, ile jej sił starczyło.
— Waj baszina, waj baszina — biada ci, biada ci! Jak śmiesz obrażać sługę i ulubieńca padyszacha? Nazad, nazad! Bre bre, he he — na pomoc, na pomoc!
Na te, chrapliwym głosem wydawane okrzyki, zaroiło się przed drzwiami domów i chałup. Powybiegali mężczyźni, kobiety i dzieci, aby zbadać przyczynę tych wrzasków.
Dałem Halefowi znak, by zaprzestał, kiedy już stróż nocny otrzymał dziesięć do dwunastu batów. Puścił z rąk kostur, dobył z pochwy pałasza i zawołał, pocierając się lewą ręką po plecach: