Przejdź do zawartości

Strona:Karol May - W sidłach Sefira.djvu/64

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

jeden sposób do osiągnięcia mego celu, mianowicie popełznąć dalej, dotrzeć do wody i potem, wzdłuż samego brzegu, znów wydostać się na górę; w ten sposób uniknąłbym staczania się z góry i, omijając krąg ognia, nie byłbym zauważony. Ale to wymagało czasu, więcej, niż miałem prawo użyć do tych pobocznych i może nawet zbytecznych przygotowań. Może jednak uda mi się zejść wprost na dół, nie będąc zauważonym i może piasek urwiska jest bardziej wytrzymały, niż mi się wydaje? Dostrzegłem na nim wiele ciemnych punktów, które wydawały mi się kamieniami czy zgoła stwardniałościami gruntu, odcinającemi się na jasnem tle piasku. Tuż przede mną widniały dwa takie punkty, a z boku podobne trzy. Ale kiedy zważyłem okoliczności, wywnioskowałem, że jednak lepiej będzie pójść okólną drogą. Polazłem ostrożnie dalej.
Pierwszym ruchem zbliżyłem się do dwóch wspomnianych punktów. Chciałem je wyminąć, ale wnet zastygłem, gdyż poruszyły się! Czy ciśnienie mego ciała na piasek wprawiło kamienie w ruch? Nie, nie były to żadne kamienie, bo naraz wyskoczyły z piasku cztery ramiona, tyleż rąk w tejże samej chwili ścisnęło mi gardło i plecy i głos akiś zawołał: