swą rolę, nie zakłócając ich pozornego spokoju, gdybym przyszedł tutaj dla innych powodów, jak bezpieczeństwo Halefa. Musiałem wiedzieć, dlaczego nie wrócił i tylko tutaj mogłem tego dojść. Kto wie, co mu zrobiono, co z nim poczęto! Każda minuta była droga, nie wolno mi więc było ociągać się i wyczekiwać bezczynnie. Musiałem coś począć, ale co?
Pomyślałem, że najpierw trzeba się dowiedzieć, czy te dwie osoby są doprawdy same, jak na to wskazywały pozory, tak więc postanowiłem przeszukać cały skraj nadbrzeżnego urwiska. Zaczem popełzłem po ziemi bardzo wolno i ostrożnie we wspomnianym kierunku.
Upłynął dobry kwadrans, zanim obszedłem całą, zupełnie nagą przestrzeń. Tu położyłem się znowu i zważyłem szanse. Mimo dobry słuch i wzrok, nie widziałem, ani nie słyszałem nic. Jeżeli ktoś ukrywał się tutaj, to chyba na dole w gęstwinach. Wypadło mi więc udać się tam, ale to było zarówno trudne, jak i niebezpieczne: trudne, bo górna część krawędzi była pokryta grubym, śliskim piaskiem, z którego musiałbym się ześlizgnąć — niebezpieczne, bo zostałbym zauważony przez każdego, kto krył się w dole, gdybym przybywał wprost z góry. Miałem jeszcze
Strona:Karol May - W sidłach Sefira.djvu/63
Wygląd
Ta strona została skorygowana.