Strona:Karol May - W sidłach Sefira.djvu/10

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

baszi ma jakieś życzenie, niech przyjdzie do mnie, bo rozkazywać tutaj nie ma prawa!
— A więc nie chcesz udać się do niego? — zapytał tym samym, co i poprzednio, bezwzględnym tonem.
— Nie.
— Potrafimy cię zmusić!
— Spróbuj! Nazwałeś jego bliskość „zaszczytną”, ale my wiemy, że zaszczytu należy szukać w innem miejscu, niż wpobliżu osób, które nawet nie znają praw najzwyklejszej uprzejmości, obowiązującej najprostszego śmiertelnika.
— To jest obraza! Jeżeli dobrowolnie nie pójdziecie za nami, będziemy musieli użyć przemocy!
Usiadłem na ocembrowaniu studni, wziąłem do ręki sztuciec, wskazałem na sznur przewieszony opodal, na którym khandżi[1] porozwieszał cebule, i rzekłem:
— Spójrzcie na ten rząd bassal! Trafię pierwsze pięć z lewej strony. Uważajcie!

Dwór był szeroki, cebule wisiały w odległości około dziewięćdziesięciu kroków od nas; wystrzeliłem pięć razy i za każdym razem trafiłem we wskazany cel. Niektórzy Persowie po

  1. Dozorca khanu.