Strona:Karol May - W krainie Taru.djvu/7

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

pod nogi, niby najwspanialszy dywan; albowiem nie zdarzyło mi się jeszcze w życiu przyjmować tak szlachetnego i dostojnego gościa, któremu też cały ofiarowuję się do usług. Powiedz tylko, czego dusza twoja pragnie, a uczynię wszystko natychmiast. Oblicze moje promienieje radością, jak słońce raju; postać moja wre gotowością służenia tobie; ręce drżą od żądzy wypełniania twoich rozkazów; nogi moje, jak skrzydła sokole, będą spełniały w okamgnieniu wszelkie zlecenia, a dusza, mieszkająca w mem ciele, musi...
— Daj jej spokój... niech sobie tam siedzi spokojnie! — przerwałem mu. — Nie lubię gadaniny!... Masz porządne mieszkanie dla nas?
Az kolame ta! — Jestem twoim sługą! Będziecie mieszkali u mnie tk wygodnie, jak mieszkają oblubienice proroka w raju.
— A wikt?
Bu kalmeta ta ssiu taksir nakem! — Ażeby ci usłużyć, niczego nie zaniedbam. Jestem gotów wszystkie moje trzody oddać na rzeź dla was!
— Ależ niech sobie żyją! My nie przybywamy tutaj, aby pożreć twoje trzody; idzie nam głównie o to, aby nasze konie znalazły dobre pomieszczenie.
O chodih (pan)! Znajdzie się dla nich kwatera, wobec której niczem są pałace Mekki.
— Dobrze, pokaż nam tę kwaterę.
— Pójdź więc w moje ślady, a zobaczysz, że będziesz zadowolony ze mnie, najpowolniejszego ze wszystkich sług twoich!...
Zsiedliśmy z koni, a „najpowolniejszy ze

7