Strona:Karol May - W krainie Taru.djvu/225

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

dzy nim a jego wojownikami, przywykłymi do zbójeckiego rzemiosła i uważającymi rabunek za czyn honorowy i rycerski. Pokusa była wielka, bo szło przecież o znaczne zdobycze, a przytem zawrócenie z przedsięwziętej wyprawy do domu w połowie drogi tak sobie, bez ważnej przyczyny, uważali Kelurowie za coś hańbiącego, równającego się tchórzostwu. Zadanie więc moje było trudne, dało się jednak przeprowadzić właśnie dlatego, że postępowałem umiejętnie, niemal chytrze i powoli, z pozorną obojętnością. I oto wkońcu Kelurowie zgodzili się wreszcie na zaniechanie rabunkowej wyprawy, a natomiast postanowili urządzić wielkie polowanie.
Jeden tylko Sali poznał się na moich tajemnych zamiarach, i przy sposobności wziął mię pod ramię, a odprowadziwszy na bok, rzekł:
— Jesteś bardzo niebezpieczny, effendi, bo umiesz kierować ludźmi, jako sam zechcesz, nawet wbrew ich woli. Szczęście, że nie ku złemu, lecz ku dobremu zmierzają wszystkie twoje czyny; w przeciwnym razie byłbyś najszkodliwszym człowiekiem pod słońcem!...

Późna noc była, gdyśmy się udali na spoczynek.

Nazajutrz Kelurowie zwinęli obóz już o świcie i wybrali się w drogę. Postanowiłem towarzyszyć im tylko do końca doliny, a potem jechać wprost do Khoi. Szir Samurek ostatni dosiadł ko-

225