Strona:Karol May - W krainie Taru.djvu/217

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

sojusze dyplomatom wszystkich krajów, a zapewne i półdzikim Kurdom.
Łapy niedźwiedzie smakowały mnie i Halefowi przewybornie, innych jednak części niedźwiedzicy nie próbowaliśmy nawet, i nie poważyłbym się ich nawet wziąć do ust, chyba pod groźbą śmierci głodowej, gdyż twarde były i żylaste, jak podeszwa. Kelurowie natomiast nie mogli się jej nachwalić i jednogłośnie oświadczyli, że takiego wspaniałego lukmat esz szuret (sławna potrawa) nigdy jeszcze dotychczas nie jedli. Widocznie okoliczność, że było to mięso ze sławnego w okolicy potwora, uważanego dotychczas za ducha kapłana chrześcijańskiego, dodawała im apetytu i napełniała ich niejako dumą.
Po posiłku sporządziliśmy wspólnemi siłami olbrzymi krzyż z twardego drzewa i ustawiliśmy go wśród niemałych trudności na szczycie ruin kaplicy.
Po skończeniu tej roboty zapytał mię Ben Akwil:
— W podróżach moich, effendi, miałem sposobność poznać wiele zwyczajów europejskich i wiem, że w okolicznościach takich, jak właśnie obecna, urządza się uroczyste takdis (poświęcenie). Otóż jak myślisz? Czy nie możnaby i tutaj urządzić czegoś podobnego?
Słowa te napełniły mię zdumieniem. Prawdziwą zaś już niespodzianką było to dla mnie, iż muzułmanin, i to nawet apostoł islamu, poddaje mi myśl poświęcenia godła wiary chrześcijańskiej. Zgo-

217