Strona:Karol May - W krainie Taru.djvu/209

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

wiedz swoim wojownikom, co zaszło, a my zaś zaczekamy tutaj na ciebie.
— Jest to nowy dowód twojej szlachetności, — odparł, ściskając mi ręce, — i naprawdę wczoraj jeszcze, gdyby mi to kto przepowiedział, nie byłbym temu uwierzył. Otóż słuchaj, pójdę do moich Kelurów i wrócę prędzej, niż się spodziewasz, a wrócę, aby cię przekonać, że nie posiadam dwu języków, z których jeden umie mówić prawdę, a drugi kłamstwo. Oczekujcie mię tutaj za chwilę!
Bebbejowie, pomimo tego, co zaszło przed chwilą, po oddaleniu się szeika uczuli obawę, a i Halef ostrzegał mię;
— Sihdi, puszczasz się za daleko! Dlaczego to dzisiaj właśnie jesteś mniej przezorny, niż kiedykolwiek indziej?
— Bo nie chcę burzyć tego, co się tak świetnie zbudowało. Przezorności nie zaniedbam jednak i pójdę za nim zdaleka, aby go śledzić; ale on nie powinien wiedzieć o tem. Zostańcie tutaj! W każdym razie nie będziecie na mnie długo czekali, bo wrócę prędzej, niż on.
Zszedłem nadół w las. Z obozu Kelurów dochodziły jeszcze mych uszu okrzyki i nawoływania, ale wnet uciszyło się. Szeik, znalazłszy się wśród swoich wojowników, począł im opowiadać o wszystkiem, co zaszło. Bez trudności dotarłem aż pod obóz i z ukrycia mogłem dokładnie słyszeć słowa Szir Samureka. Już pierwsze dosłyszane przeze mnie zdania, wygłoszone tonem mówcy wiecowego, przekonały mię, iż nie był względem nas

209