Przejdź do zawartości

Strona:Karol May - W krainie Taru.djvu/208

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

ki. Przyczyną popłochu wśród Kelurów, jak się domyślałem, był niedźwiedź z krzyżem w łapach, stojący w wejściu do muzallah, oraz nieobecność ich szeika. Jedno i drugie spostrzegli dopiero teraz, gdy rozwiały się mgły nocne, pokrywające swemi muślinami całą dolinę. Popłoch ten łatwy był do wytłumaczenia, gdyż ubiegłego wieczora wszyscy prawie wojownicy Szir Samureka słyszeli szydercze odgrażanie się jego i sami nawet śmieli się z niemądrych jego dowcipów.
— Moja nieobecność w obozie jest przyczyną ich trwogi — ozwał się do mnie Szir Samurek. — Szukają mię niezawodnie i przedrą się zapewne aż tutaj. Chciałbym zapobiec temu, aby, w nieświadomości o zawarciu naszej przyjaźni, nie pokwapili się strzelać do was. Pozwól mi więc, effendi, zejść do nich i opowiedzieć im o wszystkiem, co zaszło. Czy możesz mi aż na tyle zaufać? Przyjaźń nasza trwa zaledwie od paru minut, i nie miałem czasu okazać ci czemkolwiek, że nie żywię względem ciebie żadnych ukrytych myśli; dlatego też, choć stawiam ci tę propozycję, jednak uczynię tak, jak będziesz uważał za stosowne.
Zbyteczne mi są jakiekolwiek z twej strony dowody, gdyż wierzę ci w zupełności, — odrzekłem na szczere jego słowa. — Sądzę zresztą, iż nie zdziwi cię i to, że po daleko idącem zaufaniu, które ci przed chwilą okazałem, nie obrażę cię choćby nawet cieniem podejrzenia, co zresztą zniszczyłoby nasz związek już w samym zarodku. Idź więc i opo-

208