Strona:Karol May - W krainie Taru.djvu/154

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

fizycznej, której ty nie posiadasz, albo też kolby, któraby się nie rozleciała w kawałki od silnego uderzenia.
— Taką kolbę ma twój karabin, można więc nasze role dobrze rozdzielić: ty niedźwiedzia poczęstujesz kolbą, a ja nożem... wszystko mi jedno, czy wcześniej, czy później.
— Powoli, powoli! Przedewszystkiem, czy wiesz, gdzie nóż powinien być wbity dla dobrego skutku, mianowicie, pomiędzy które żebra? — Tego nie wiem. Zresztą, czyż niedźwiedzica będzie stała na tyle spokojnie, ażebym miał czas żebra jej policzyć, effendi?
— Rzecz prosta, że nie będzie tu czasu na rozpatrywanie się, ale wprawnemu myśliwemu wystarczy jedno spojrzenie. Nóż należy wbić za jednym zamachem aż po sam trzonek, a może nawet nie wystarczy jedno pchnięcie i trzeba będzie je powtórzyć. Niedźwiedź bowiem tylko powierzchownie wydaje się niezgrabnym, i to, gdy nie jest rozdrażniony; ale gdy się go zrani, staje się zwinnym i obrotnym, i wystarcza zająć względem niego nieodpowiednią pozycję lub przeliczyć się w ruchu choćby tylko o mgnienie oka, aby zginąć w jego pazurach, zanim się jeszcze nóż wyjmie. I pamiętaj: biada ci, gdy ostrze twego noża ześlizgnie się mu po grubej skórze! Biada ci również, gdyby...
— Och, effendi, — przerwał Halef — już wiem, co chcesz powiedzieć... Ty chciałbyś sam niedźwiedzicę potraktować i kolbą i nożem!
— Czy się ją przebije nożem, czy uśmierci ude-

154