Strona:Karol May - W krainie Taru.djvu/153

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

dziej narazimy własne życie. Czy miałbyś na to ochotę?
— Zbytecznie mię o to pytasz! Czyżbyś chciał mnie, twego wiernego Hadżi Halefa Omara, znowu obrazić?
— Ależ uchowaj Boże! Pytam dlatego tylko, że idzie tu o niebezpieczeństwo, w jakiem dotychczas nie znajdowałeś się jeszcze.
— Naprawdę?
— Zaraz ci to objaśnię. Kelurowie nie powinni jeszcze teraz wiedzieć, iż jesteśmy tutaj, nie możemy więc strzelać, a mimo to musimy pozabijać niedźwiedzie.
— Więc je zabijemy! — odpowiedział mały zuch bez namysłu.
— Ale w jaki sposób?
— To już twoja rzecz, effendi!
— Możemy je tylko albo zakłuć nożami, albo pozabijać kolbami naszych karabinów.
— Dobrze, zgadzam się.
— Ależ, Halefie, najpierw trzeba to rozważyć, następnie postanowić, a dopiero naostatek wykonać! Czyś miał już kiedy do czynienia w taki sposób z niedźwiedziem?
— Jeszcze nigdy, i dlatego cieszę się niezmiernie, że dziś przytrafia mi się taka niecodzienna okazja.
— Kochany Halefie, zwracam ci uwagę, iż wielka jest różnica między chceniem a wykonaniem czegoś. Idzie tu o starą ogromną niedźwiedzicę; aby ją nożem uśmiercić, potrzeba olbrzymiej siły

153