Strona:Karol May - W Kordylierach.djvu/97

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.
—   79   —

gdyśmy go rewidowali, a tylko zaopatrzył się weń po ucieczce. Ale od kogo go mógł otrzymać? — oto pytanie, które ogromnie mię zaniepokoiło.
Towarzysze moi byli również bardzo tem wydarzeniem zainteresowani. Należało zbadać rzecz dokładnie, i w tym celu rozkazałem towarzyszom zaczekać pod platanem, a zabrawszy z sobą tylko brata Hilaria i Penę, podążyliśmy z powrotem w kierunku śladów sendadora. Znalazłszy się w miejscu, gdzieśmy spostrzegli byli pierwsze jego tropy, zboczyliśmy stąd na preryę i, pędząc kłusem, dojechaliśmy wreszcie do jakiegoś lasu, skąd przybył był sendador. Tu widniały już ślady dwóch ludzi: jedne, sendadora, prowadziły przez preryę do koryta rzecznego, drugie szły wzdłuż brzegu lasu na zachód. Po bliższem rozpatrzeniu poznałem, że były to ślady Indyanina.
— Wolałbym, żeby to był biały — zauważył Pena.
— Dlaczego? — spytał brat Hilario. — Przecie sendador mógł spotkać Indyanina przypadkowo i od niego kupił ów nóż.
— Możliwe to jest zupełnie. Ale jeżeli w Gran Chaco znajduje się gdzieś jeden Indyanin, to w pobliżu niezawodnie musi ich być więcej. Indyanin zresztą nie wyzbywa się za byle co noża, który jest nieodzownie w puszczy potrzebny. Jeżeli więc dał go sendadorowi, to widocznie tylko pod wpływem obietnicy sutego łupu, i to od nas. Sendador zresztą nie miał przy sobie nic, za co mógłby był wyłudzić nóż od czerwonoskórego.
— Że też pan zaraz przypuszcza rzeczy najgorsze! — przerwał mi brat Hilario.
— Lepiej jest przypuszczać coś złego i ustrzedz się, niż łudzić się dobrem i potem gorzko to odpokutować. Jeżeli sendador ma wśród Indyan przyjaciół, to nie odda się nam w ręce bez należytej opieki, i sądzę, że nie on sam jest gdzieś przed nami, ale w otoczeniu znacznej liczby ludzi. Na kartce napisał, że spotkamy go po dwóch dniach drogi; nic też nie byłoby