Strona:Karol May - W Kordylierach.djvu/86

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.
—   70   —

powody, dla których nie chce się nam zadawać sobie trud ścigania sendadora.
— Proszę! to mię zaciekawia!
— Po pierwsze, brak nam czasu. Aby odnaleźć ślady sendadora, a właściwie rozróżnić je wśród waszych śladów, na to trzeba co najmniej całego dnia, bo należałoby badać każdą niemal piędź ziemi, i to w bardzo znacznym promieniu od obozu. Gdyby jednak udało się nam wkońcu wpaść na tropy zbiega, to i ówczas nicby to jeszcze nie znaczyło, bo taki znakomity myśliwy, jak sendador, umie je niezawodnie zatrzeć za sobą po mistrzowsku, i znaleźlibyśmy się niebawem zupełnie bezradni.
— Ma pan słuszność.
— A druga rzecz, to... jesteśmy najzupełniej pewni, że się z sendadorem spotkamy.
— O! — krzyknął zdziwiony. — Gdzie?
— Nawet niezbyt daleko stąd, bo w tym wąwozie, nieco poniżej. Sam nam to powiedział.
— Jakto? sam powiedział?...
— No, tak! Przyrzekł nam, że się z nami spotka.
Pena aż usta otworzył ze zdumienia i po chwili rzekł:
— Proszę nie robić ze mnie waryata, sennor!
— Wcale nie mam tego w zamiarze. Ułatwiłem mu sam ucieczkę w tym celu, by się potem do nas przyłączył.
— I ja mam w to uwierzyć?
— Niech pan usiądzie; powiem panu, o co mi chodzi.
Zaledwie jednak zacząłem mówić, pod niósł się z siedzenia i począł na mnie patrzeć ze zdumieniem, poczem usiadł znowu i słuchał z otwartemi ustami.
Przypuszczałem, że, gdy skończę, wybuchnie gniewem. Jednakże zachował się spokojnie i zapytał tylko:
— Czy wszyscy obecni z tem się zgodzili?
— Wszyscy.
— Ha, skoro tak, to i mnie nic innego nie po-