Strona:Karol May - W Kordylierach.djvu/65

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.
—   49   —

— Nie! Niech wie, z kim ma do czynienia.
— Zaszkodzi pan całej sprawie...
— Zaszkodzę? — przerwał mi. — Nie, panie! muszę oznajmić temu potworowi, co czuję dla niego i czego się ma spodziewać ode mnie.
A zwróciwszy się do sendadora, rzekł:
— A więc nie przypominasz pan sobie, żeś mię widział kiedykolwiek?
— To możliwe.
— Naprzykład w Pampa de Salinas... Znasz pan tamte okolice i wiesz zapewne, że popełniono tam swojego czasu ohydną zbrodnię.
— Co mię to może obchodzić? — mruknął zagadnięty z widoczną niechęcią.
— Owszem, powinno to pana obchodzić, gdyż właśnie owym mordercą jesteś pan, a zamordowany był moim bratem.
— Ja? pański brat? Przyśniło się panu... Nie znam ani pana, ani pańskiego brata!
— A przecie niech pan sobie przypomni... Chciałeś pan zakopać w ziemi kipus, i widział to mój brat...
— Skąd pan wiesz o tem?
— Słyszysz pan, że wiem, i to mu wystarczyć powinno. Kipus znajdowało się w butelce... Zamordowałeś człowieka, który pana podpatrzył przy zakopywaniu butelki z kipus, a potem ukryłeś to gdzieindziej i często też później tam zaglądałeś...
— Nic o tem nie wiem...
— To zaprzeczenie jest bezczelnością! Brat mój przed śmiercią powiedział mi wszystko. Czatowałem później na pana przez długie czasy, niestety nadaremnie. No, ale nareszcie, dzięki Bogu, mam pana w swoich rękach i pomszczę śmierć brata...
Sendador udał obrażonego tymi zarzutami i począł uniewinniać się innym już sposobem:
— Mylisz się pan. To musiał być ktoś inny, nie ja!
— Wcale się nie mylę i proszę nawet nie zadawać sobie trudu z wykrętami. Wolałbyś pan raczej pomo-