Strona:Karol May - W Kordylierach.djvu/499

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.
—   457   —

— Tak.
— A więc ją sobie weź. Ale Czarga nie jest już teraz biedną dziewczyną, lecz córką króla, który ma bardzo wiele...
Nie dokończywszy zdania, sięgnął pod skórzany płaszcz, wydobył stamtąd jakiś malutki przedmiot i podał go Janowi.
— Niech Jan powie, co to jest?
Młody człowiek aż krzyknął ze zdziwienia.
— Dyament! czarny dyament! Toż on wart z zamkniętemi oczyma co najmniej pięć tysięcy guldenów! Baas Uys, wy jesteście znawcą; proszę ocenić, czy się nie pomyliłem.
— Ten dyament wart wiele więcej — zawyrokował stary, obejrzawszy rzadki kamień.
— To kamień czarny — zauważył z dumą Sami, — klejnot niezwykły... A Sami ma jeszcze dużo, dużo podobnych, i małych i większych od tego. Sami znalazł miejsce w górach, gdzie można było brać pełnemi garściami, i Sami brał, chowając w bezpiecznem miejscu. Teraz Sami da Janowi, ile Jan zechce, bo Jan kocha dziewczynę-sierotę.
Scena ta wywarła wielkie wrażenie na obecnych. Długi czas rozmawiano o tem, ale już nie w obecności tych trojga szczęśliwych, bo poszli oni do izby, do cierpiącej jeszcze matki, aby podzielić się z nią tak wielką i nieoczekiwaną zgoła radością.
Zebrani jednak Boerowie nie mieli wiele czasu do stracenia. Trzeba było naradzić się nad sprawą transportu broni, wysłanej przez Anglików dla Sikukuniego. Należało ten transport bezwarunkowo przejąć. Że zaś można było się spodziewać, iż będzie on zabezpieczony silnym oddziałem wojska angielskiego, wynikała przeto konieczność zorganizowania z naszej strony również silnej wyprawy.
Przebycie drogi z farmy do gór Attersberge wymagało całego dnia marszu, że zaś konie nasze były prawie zupełnie wyczerpane, postanowili Boerowie po-