Strona:Karol May - W Kordylierach.djvu/462

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.
—   420   —

lina, przedzielona łysem płaskowzgórzem. Stąd zobaczy pan w oddaleniu wielkie rozłożyste drzewo. Dojechawszy do niego, skręci pan w dolinę zachodnią i w oddaleniu około dwustu kroków natrafi pan na wąwóz o bardzo stromych i skalistych zboczach. Zresztą nie będzie pan zbyt błądził, bo na wspomnianem drzewie ulokowano wedetę, która pana zdala spostrzeże i doniesie o tem zebranym.
— Wiem już i jestem pewny, że nie zbłądzę. Proszę teraz rozpisać listy, a ja tymczasem obejdę farmę i rozstawię warty na noc.
Wyszedłem do swego pokoju, by zabrać ze sobą nóż i rewolwer, co na wszelki wypadek przydać się mogło. Byłem jednak bardzo zdziwiony, nie znalazłszy w pokoju tarczy Sikukuniego, którą przed wieczerzą sam na ścianie powiesiłem. Zabrawszy broń, podążyłem w kierunku ogniska, gdzie czarni siedzieli właśnie przy uczcie.
Kwimbo, spostrzegłszy mię, wybiegł naprzeciw z potężną połacią mięsa w garści i rzekł z niekłamaną radością:
— Mynheer idzie! Mynheer będzie jadł szperkę! I przy tych słowach rozerwał swą porcyę na dwie połowy, by się podzielić ze mną iście po... bratersku.
— Jedz sam, jedz! Ale czy nie wiesz, gdzie się podziała tarcza Sikukuniego?
— Tarcza? Sikukuni?
— No, tak. Niema jej w moim pokoju.
— Niema tarczy? Och, Kwimbo nie brala. Kwimbo byla w pokój, i tarcza wisieć na ścianie!
— Kiedy to było?
— Teraz, o! Kwimbo chciała powiedzieć mynheer, że szperka już jest, ale mynheer nie byla w pokój... A tarcza wisial na ścianie...
To było bądź-co-bądź szczególne! Wynikało stąd bowiem jasno, że ktoś tarczę ukradł. Ale na co ta rzecz mogła się komu przydać? Wszak Hotentoci nie urządzają muzeów z trofeami!