Strona:Karol May - W Kordylierach.djvu/410

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.
—   368   —

skrupułów i już podczas pierwszego postoju na nocleg poczęli go zasypywać pytaniami. On jednak odparł spokojnie:
— Sennores! proszę was bardzo, uszanujcie moją tajemnicę, której odsłonięcie ani mnie, ani wam żadnej korzyści przynieść nie może i nie zmieni w niczem tego, co się już stało. Popełniłem wprawdzie bardzo wiele złego, ale bądźcie pewni, że odtąd inne zupełnie zacznę życie, aby naprawić zło, jakie razem z nieboszczykiem ojcem ludziom wyrządziłem. Udam się tedy tam, gdzie on żył, i to niech wam wystarczy!
Po takiem wyjaśnieniu nikt się już nie odważył zaczepiać go.
Nad Rio Salado nasze drogi rozeszły się. Młody Sabuco pożegnał się z nami i na czele Chiriguanosów i Tobasów powędrował dalej, my zaś skierowaliśmy się do Tucuman.
Tu oczekiwał nas już stary Desierto z Unicą i Adolfem Hornem. Zabawiliśmy w Tucuman dni kilka, zażywając dobrze zasłużonego wypoczynku, poczem Monteso zebrał swych yerbaterów, pożegnał się z nami i odjechał do swoich.


∗             ∗

W pewnej miejscowości na półwyspie Jutlandzkim, której nazwiska nie wymieniamy, leżą olbrzymie dobra rycerskie, będące obecnie razem ze starożytnym zamkiem własnością Desierta. W zamku tym mieszka Adolfo Horno ze swoją małżonką Unicą i bardzo miłymi dzieciakami, które są ogromną pociechą starego dziadka. Trzyma się on jeszcze dosyć krzepko i często przedsiębierze wycieczki do stolicy w odwiedziny do znajomego przyjaciela, Peny, znanego kapitalisty.
Przy szklance wspominają sobie niedawne a tak ciekawe czasy, pełne przygód i niebezpieczeństw. Co roku zaś jadą wszyscy nad morze, gdzie na pewnej wyspie Horno postawił sobie prześliczną willę na letnie wywczasy.