Strona:Karol May - W Kordylierach.djvu/405

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.
—   363   —

miłość rodzicielska tyle sił mu dodała, że zdołał porwać się z ziemi, pomimo zupełnego prawie wyczerpania. I wówczas jeszcze, gdy zsiadałem z konia na brzegu, stał on na tem samem miejscu, śledząc, co się dzieje na dole.
Ocalony przeze mnie młody człowiek wyglądał okropnie. Wskutek silnego wyszarpnięcia go z pomiędzy kry solnej ubranie podarło się na nim niemal w strzępy. Miał też liczne obrażenia na ciele i w pierwszej chwili nie dawał znaku życia. Po zastosowaniu wszakże środków trzeźwiących odzyskał przytomność i zdał sobie dokładnie sprawę z tego, co zaszło. Patrzył na mnie czas dłuższy, jakby chcąc odgadnąć, co mię spowodowało do ratowania go, poczem chwycił mię za rękę i rzekł:
— A jednak pan nie jesteś krwiożerczy... Uratowałeś mi życie, i proszę teraz powiedzieć, czem mogę odpłacić mu się za to.
— Mnie? niczem. Zostań pan uczciwym człowiekiem i staraj się naprawić to zło, które wyrządził ludziom w ciągu życia pański ojciec.
— Tak, panie, uczynię to, i pan już w tej chwili bądź pewny, że umiem być wdzięcznym. Przedewszystkiem oddaję panu dobrowolnie kipus...
I sięgnął do kieszeni, a ja równocześnie rzekłem:
— Przecież pan trzymałeś kipus ciągle w ręce!...
— Rzeczywiście! przypominam to sobie... Przepadł więc w wodzie!...
— Tak, przepadł bezpowrotnie!
— Może jednak rysunki przydadzą się wam na co? Zaraz... gdzie mój pas?
— Także na dnie jeziora...
— Przebóg! Tam właśnie były wszyte rysunki. I cóż teraz? Możeby poszukać...
— Daj pan spokój, bo to się na nic nie przyda. Jedynie moglibyśmy coś zrobić połączonemi siłami i z wielkim wkładem pracy oraz kosztów. Bo najpierw rzeba w owem nieszczęsnem miejscu usunąć zupełnie