Strona:Karol May - W Kordylierach.djvu/394

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.
—   352   —

pał się na siłach i nie mógł nawet kląć, chociaż miał ku temu powody.
Frendzle przechodziły z rąk do rąk, oglądane przez towarzyszów moich z najwyższą ciekawością, gdyż nikt z obecnych czegoś podobnego jeszcze nie widział.
— I to mają być litery? — pytał Pena z niedowierzaniem.
— Nie, są to jedynie znaki. Wyraz „kipus“, a właściwie „khipus“, pochodzi z narzecza khetsua i znaczy tyle, co frendzle. Każdy kipus składa się z jednego głównego sznura, do którego, jak pan widzi, przymocowane są różnokolorowe mniejsze frendzelki. Każda zaś barwa i długość knota ma swoje odrębne znaczenie.
— I pan potrafi to odcyfrować?
— Spróbuję. Jednak tego rodzaju „dokumenty“ są bardzo trudne do odczytania i wymagają licznych komentarzy.
— Których pan nie posiada — wtrącił żywo uradowany sendador. — I przekonasz się pan — dodał, — że bez mojej pomocy nie uda się panu rozwikłać tej zagadki.
— Niech się pan nie cieszy przedwcześnie. Miałem na myśli komentarz ustny, a mianowicie, do czego się ten kipus odnosi, a że wiem to już, więc odcyfrować go nie będzie mi trudno.
— Skąd pan to może wiedzieć? Ot, mówi pan tylko, aby mówić.
— Przepraszam, kipus dotyczy z wszelką pewnością zakopanych skarbów.
— Próżne marzenia! — odparł, spoglądając na mnie badawczo, jakby chciał się upewnić, czy swemi oświadczeniami nie zachwiał mojej wiary w powodzenie przdsięwzięcia i czy nie uda mu się pozyskać mię jeszcze dla siebie.
— Bynajmniej nie próżne, sendadorze. Zagadka ta jest najzupełniej możliwą do rozwiązania. Niestety,