Strona:Karol May - W Kordylierach.djvu/393

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.
—   351   —

istotnie zadali mi śmierć, byłoby to morderstwo, a ponadto nie otrzymalibyście kipus.
— O, mylisz się pan! Śmiałeś się ze mnie, gdy przedsięwziąłem poszukiwania pańskich śladów. A przecie wiem już, gdzie się znajdują trendzie.
— No, no? — zapytał cynicznie.
— Wydobyłeś pan butelkę z ukrycia, nasypałeś do niej piasku i cisnąłeś w wodę, a trendzie wszyłeś sobie w ubranie, które obecnie przeszukamy...
Słowa te wywarły na nim takie wrażenie, iż odruchowo chwycił się ręką za pierś i odrzekł:
— Nieprawda! nie mam przy sobie nic! Byłoby zresztą ostatnią głupotą z mej strony, gdybym tak cenne rzeczy nosił przy sobie.
— Nietyle może głupotą, co nieostrożnością, gdyż w tej chwili wskazałeś mi pan nawet, gdzie mam ich szukać, mianowicie na piersiach z prawej strony...
— Nieprawda! Co za przypuszczenia!... Dajcie mi raz spokój!
— Nie wzbraniaj się pan daremnie, bo użyję przemocy.
— O, tego pan nie uczynisz! Kipus nie jest pańską własnością, więc nie masz pan żadnego prawa zabierać mi je.
— A pan jeszcze mniej masz do nich prawa, bo posiadłeś je drogą zbrodni. Czy oddasz pan kipus dobrowolnie?
— Nie! stanowczo nie!
— W takim razie zawdzięczać pan będziesz samemu sobie, że przymusowa rewizya sprawi mu ból z powodu ran.
Skinąłem na yerbaterów, którzy przytrzymali draba i, mimo rozpaczliwej jego obrony, wydobyli z pod podszewki surduta trzy frendzle. Każda z nich składała się z jednego głównego pasma i około trzydziestu pobocznych.
Sendador bezwładnie opadł na ziemię, oddychając ciężko. Widocznie z powodu stawiania oporu wyczer-