Strona:Karol May - W Kordylierach.djvu/380

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
—   340   —

— To niemożliwe — odparł Pena. — Zrewidowałem go bardzo dokładnie.
— Ba! może on mieć tę rzecz zaszytą pod podszewką kurtki.
— W jaki sposób? Pan się myli.
— Popatrz-no pan przez moją lornetkę tam, na tę krę.
Pena skierował podane sobie szkła we wskazanym kierunku i rzekł po chwili:
— Widzę dno od butelki.
— A co jest obok?
— Grudka piasku.
— Otóż rzecz się ma tak, przyjacielu. Sendador napełnił butelkę piaskiem, aby była ciężka, i cisnął ją w jezioro. Ponieważ jednak robił to w ciemności, więc nie wiedział, że butelka, zamiast wpaść do wody, rozbiła się na płycie solnej.
— A pocóż on to zrobił?
— Bo wiedział, że będziemy poszukiwali butelki, którą znamy z opisu. Ażeby więc zatrzeć ślad po niej, cisnął ją tam, a kipus zaszył w ubraniu. Owo szycie zabrało mu sporo czasu, bo pociemku nie można być dobrym krawcem.
— Tak, istotnie. Właśnie w tem miejscu siedział ktoś na ziemi i znać odciski nóg. Ale skąd pan wie, że sendador szył?
— Patrz pan! tam, na kaktusie, wisi kawałek nici...
— Rzeczywiście... niebieska nić. Sendador miał przy sobie całą szpulkę takich nici.
— A zatem szkoda czasu na dalsze szukanie. Wracajmy... Ale... gdzie Gomarra?
— Wrócił zapewne do towarzyszów.
— No, to się śpieszmy, bo drab gotów uśmiercić nam jeńca.
Podążyliśmy szybkim krokiem, a gdy, nie znalazłszy go po drodze, zbliżyliśmy się do obozowiska, uderzył nasze uszy zgiełk i ochrypły głos sendadora:
— Psie jeden! nie masz do mnie prawa!... Poczekaj, niech przyjdzie dowódca!