Strona:Karol May - W Kordylierach.djvu/378

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.
—   338   —

— Ja zaś nie cofam swego postanowienia i zapewniam, że na zmianą jego nie wpłynie ani pańska, ani Gomarry wola. I wiedz pan przytem, że nie udzielę mu zbyt wiele czasu do namysłu.
— Żądam tylko godziny, nie więcej, a co postanowią, to bądzie ostateczne.
— Dobrze, zgadzam się na godzinę zwłoki, ale zapewniam, że nie darują panu więcej ani minuty — rzekłem stanowczo.
— Jeszcze jedno. Jeżeli zgodzę się na wasze warunki i znajdziecie skarb, to kto go otrzyma?
— Ten, do kogo ów skarb rzeczywiście należy. Zamordowany mnich zamierzał prawdopodobnie oddać te przedmioty klasztorowi w Tucuman, i w tym kierunku poczynię dochodzenia. Jeżeli się nie znajdzie istotny właściciel skarbu, oddamy go rządowi prowincyi, do której okolica ta należy.
— I ja nie otrzymam nic?
— Nic. Pan możesz tylko wybierać pomiędzy śmiercią przez rozstrzelanie a możliwością wymknięcia się z rąk Gomarry. Za godzinę czekam odpowiedzi.
— Chciałbym, och, jakbym chciał, abyś pan był w tej chwili w mojej skórze...
— Wierzę, ale, niestety, rzecz to już nie do zmiany...
Sendador był związany, a ponadto miał zranioną prawą rękę, więc nie było obawy, aby mógł umknąć z pod straży dwóch Tobasów, którym oddałem go pod opiekę.
— Możemy być o niego spokojni — mówił brat Jaguar. — Ale natomiast baczniejszą trzeba zwrócić uwagę na Gomarrę.
— Słusznie — potwierdził Pena; — ten zawzięty człowiek gotów działać na własną rękę.
— Postaram się jego usiłowaniom przeszkodzić — odpowiedziałem. — Wezmę go z sobą nad jezioro.
Dosłyszał te słowa moje Gomarra i zapytał:
— Chcesz pan, abym poszedł nad jezioro?
— Tak, bo mi pan będziesz potrzebny do udzie-