Strona:Karol May - W Kordylierach.djvu/343

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.
—   307   —

Nie nas, lecz jego powinniście się obawiać. My należymy do ludzi uczciwych; nie jesteśmy zbójami.
— Ale jesteście wrogami sendadora...
— Rozumie się, bo to największy łotr pod słońcem... A kto stoi po jego stronie, ten również zasługuje na to miano i na ukaranie.
— Sennor, ja z nim mam tylko tyle wspólnego, że mi płaci za trudy, poniesione dla niego.
— Czemuż więc nie chcesz mówić prawdy?
— Bo... bo nie wiem, co czynić... Sendador jest sławnym, ale i mściwym człowiekiem... Gdybym go zdradził, ukarałby mię srodze. Pana nie znam... on zaś uważa was za zbójców i złodziei...
— Spójrz na suknię tego człowieka — rzekłem, wskazując brata Jaguara. — Czyż mogłaby osoba duchowna należeć do bandy zbójeckiej?
Aymara spojrzał na brata Hilaria, i twarz poczęła mu się wypogadzać.
— A... to... to niezawodnie brat Jaguar? — zapytał. — Słyszałem wiele o nim, ale nie tu, w górach, lecz daleko stąd, na dolinach. I jeżeli mam przed sobą istotnie czcigodnego brata Jaguara, to niczego się już z waszej strony nie obawiam... mogę wam ufać.
— No, zdobyliście się przecie na mądre słowo! Wiedzcie tedy, że jesteśmy ludźmi uczciwymi i że za wyświadczone nam przysługi hojnie płacimy. Możemy też nietylko wam, ale i towarzyszom twoim dać tyle, ile obiecał sendador, a może i więcej.
— Sennor, w takim razie... przyłączam się do was, i to tem chętniej, że Aymarasowie i Tobasowie są przyjaciółmi.
— Bardzo dobrze! i nie pożałujecie tego. Abyście zaś wiedzieli, kto jest sendador i za co go prześladujemy, opowiem wam o tem pokrótce tam, przy źródle, bo chcielibyśmy odpocząć trochę.
Podczas gdy towarzysze napoili konie i zabrali się do przyrządzania posiłku, opowiedziałem Indya-