Strona:Karol May - W Kordylierach.djvu/303

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.
—   273   —

— A teraz są jacy biali u was w niewoli?
— O, są, ale nie wiem, ilu, bo od czasu postrzelenia liczby nie trzymają mi się głowy.
— Czy jest wśród jeńców niejaki Pardunna?
— Nawet dwóch: ojciec i syn... z miasta Goya.
— A Horno?
— Jest... Adolfo Horno i jeszcze jacyś, których niedawno przyprowadzono; między nimi jest niejaki brat Jaguar, bardzo sławny człowiek.
— Gdzież owi jeńcy się znajdują?
— Na Isleta del Circulo.
— Zapewne pod strażą?
— A tak, pod strażą. Pilnują ich trzej nasi, zmieniając się każdej doby.
— W jaki sposób można się dostać na tę wysepkę?
— Łódką, która jest ukryta w trzcinie.
— Pokażecie mi to miejsce?
— Z całą chęcią. Pan oddałeś mi przecie mój drogocenny nóż, i jestem panu za to wdzięczny.
— Ilu jest wojowników we wsi?
— Tego nie wiem, bo od czasu, gdy mię zraniono, całkiem liczyć nie umiem. Wiem tylko, że jest ich niewielu i że ćwiczą się teraz za wsią w strzelaniu z łuków, bo dzisiaj jest na to dzień przeznaczony.
— Kiedyż się skończą te ćwiczenia?
— Wieczorem.
— A co potem robią wojownicy?
— Idą spać.
— Do chat?
— Do chat, bo na dworze tną komary.
— Kiedy zmienia się warta na wysepce?
— W południe.
— A co robią wartownicy przez noc?
— Siedzą zwykle koło ognia. Czasem jeden obchodzi dookoła wysepkę, by sprawdzić, czy jeńcy nie budują sobie tratwy w celu ucieczki.
— Dobrze. A teraz powiedzcie mi, czy we wsi nie będą zaniepokojeni, gdybyście nie wrócili na noc?