Strona:Karol May - W Kordylierach.djvu/302

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.
—   272   —

— Oto macie z powrotem swój nóż i wiedzcie, że nie jestem względem was wrogo usposobiony.
— Och, panie! jakiś pan dobry! Ten nóż to jedyny mój majątek; bez niego zginąłbym z głodu, bo nawet korzonków nie miałbym czem wygrzebać z ziemi. Uważam pana za swego dobroczyńcę i przyjaciela.
— Owszem, chciałbym być waszym przyjacielem i postaram się, abyście dostali do zjedzenia coś lepszego, niż korzonki i surowe mięso ptaków. Czy wszyscy wasi wojownicy są w domu?
— Nie, sennor; poszli dokądś, ale mi nie powiedziano tego. Słyszałem tylko, że udali się pod przewodnictwem Yerny odnaleźć „nuestro sennora“ i mają wrócić z obfitym łupem.
— Znacie tego „nuestro sennora“?
— O, znam. Podróżowałem z nim wiele razy, nim jeszcze mię postrzelono, i byłem w wielu miasteczkach i estancyach, gdzie nauczyłem się po hiszpańsku. Ilekroć szczep nasz miał wyruszyć na rabunek, ja zawsze zagrzewałem wojowników do walki, za co otrzymywałem sporo pieniędzy. Ale gdy mię postrzelono, odebrano mi wszystko, i jestem dziś biedny, strasznie biedny...
— Cóż to za jeden był ten człowiek?
Ochrzczono go imieniem Geronimo, nazywa się zaś Sabuco; ale zazwyczaj zowią go sendadorem.
— A wiecież wy, gdzie on mieszka?
— Właściwie to on nigdzie nie mieszka stale; czasem tylko zabawi dłużej w naszej wsi, gdzie też m a wielki dom... może pan słyszał... „casa de nuestro sennor“. Pełniusieńko w nim rozmaitych towarów, które przywozi z podróży i sprzedaje naszym ludziom, albo za co innego wymienia. Czasem nawet wypłaca nimi za białych jeńców.
— O! to i jeńcy są u was?
— Czemu nie! Sendador przyprowadza ich bardzo często i jego zięć również. Nasi wojownicy także urządzają z nim wyprawy na białych.