Strona:Karol May - W Kordylierach.djvu/274

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.
—   244   —

przekonać, czy istotnie się nie myli. Wreszcie wstrząsnął sobą i parsknął kilka razy z niesłychanej uciechy.
Nie mogłem opierać się dłużej. Objąłem szlachetne stworzenie rękoma za szyję i począłem je pieścić, a gdy rumak przytulił do mnie głowę i bawił się, jak dziecko, nie mogłem łez powstrzymać.
Po tem powitaniu przeszukawszy następnie sakwy u siodła mego gniadosza, ku wielkiemu swemu zadowoleniu przekonałem się, że sendador pozostawił mi wszystko, a nawet jeszcze i swoich dodał drobiazgów.
Desiérto zażądał natychmiast od kacyka, aby jego ludzie stanęli parami do wymarszu, a tymczasem nasi wojownicy, zszedłszy ze swych stanowisk, zabrali broń i inne złożone przez jeńców przedmioty i ustawili się w rząd, gotowi do eskortowania pochodu, który szykował się właśnie w czwórki. Ja z Peną przeszukaliśmy jeszcze obozowisko, aby się upewnić, że niczego tam nie ukryto, ale poszukiwania nasze okazały się zbytecznemi.
— Chciałbym wiedzieć, co te draby sobie myślą — rzekł Desiérto, gdy wróciłem do niego. — Może im się naprawdę zdaje, że wyjdą z matni tak tanim kosztem? Nie wywnioskował pan niczego z ich min i ruchów?
— Ja poznałem wśród nich dwu — wtrącił Pena. — Są to z pewnością ci sami, którzy pełnili straż owej nocy, gdy wybawiłem z niewoli swego towarzysza. Oni jednak udali, że mię nie znają, wiedząc, iż w oczach białego wszyscy czerwonoskórzy do siebie są podobni.
— Co do mnie — rzekłem — nie zdążyłem jeszcze rozejrzeć się wśród tej czeredy, bo mię przedewszystkiem zainteresował mój ukochany gniadosz. Ale jak pan myśli — zwróciłem się do Peny, — czy nie należałoby dać kacykowi konia?
— Jakto „dać“? Darować?
— Cóż znowu!... Wcale o tem nie myślałem. Uważam, że dobrze byłoby wsadzić go tylko na konia; niech jedzie do wsi i niech mu się zdaje, że czynimy mu honory.
— E! — skrzywił się Pena, — nie zaszkodzi, gdy drab przebiegnie się trochę. Małośmy się to sami na-