Strona:Karol May - W Kordylierach.djvu/245

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.
—   215   —

dobędziemy go niezwłocznie. Trzymacie więźnia nad Laguna de Bambu, nieprawdaż? Patrzyłem mu bystro w oczy, ciekawy wrażenia, jakie słowa moje wywrą na nim, a nie otrzymawszy odpowiedzi, zapytałem:
— Zgadłem? co?
— Nie!
— Strzeże go tylko czterdziestu ludzi, których bardzo łatwo można podejść i obezwładnić.
— Jeżeli jednak pozabijacie ich, to...
Nie dokończył, miarkując, że już zawiele powiedział.
— No, no! mów dalej.
— Nie powiem więcej.
— A jednak wiem wszystko. Chciałeś powiedzieć, że choćbyśmy nawet pozabijali tych czterdziestu, to Horny nie znajdziemy. Czy nie tak?
— Tak.
— Ale mylisz się. Znajdziemy go; mieszka on razem z kupcem Parduna z Goya.
Drab na te słowa nie mógł się już opanować i począł kląć, wreszcie zapytał:
— Cóż ty wiesz o tym kupcu?
— Że znajduje się razem z sennorem na Isleta del Circolo.
— Jesteś zapewne jasnowidzącym — rzekł — albo czarownikiem!
— Bynajmniej. Wszystko to powiedział mi Yerno.
— To nieprawda!
— Owszem. Zmusiłem go do wyznania wszystkiego.
— W takim razie Yerno jest skończonym łajdakiem! — bryznął z wściekłością czerwonoskóry, zaciskając pięści. — I gdybym ja go tu dostał!...
— Ba! Nie wiesz jednak, ile on wycierpiał, zanim się na wyznanie zdecydował. Powie ci to niezawodnie, gdy się zobaczycie. Ciebie również czeka ta sama przyjemność, jeżeli nie będziesz się zachowywał tak, jak tego zażądamy.