Strona:Karol May - W Kordylierach.djvu/243

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.
—   213   —

— Szkoda! Sądziłem, że naczelnik Mbocovisów należy do ludzi rycerskich i odważnych. Niestety, przekonywam się, że to nieprawda. Pod wpływem trwogi sławny Venenoso kłamie, jak najęty, wobec czego nie mam obowiązku poważać go dalej i obejdę się z nim, jak z najpospolitszym prostakiem. Słyszałem ponadto, że Venenoso nietylko sam napada na białych, ale szczuje innych przeciwko nim, a nawet zasłania się nimi. To zaś jest niczem innem, jak tylko tchórzostwem. Venenoso jest tchórzem i kłamcą...
— Dowiedź mi tego!
— Owszem. Powiedziałeś, że sennor Horno jest uwięziony w ruinach koło Nuestro Jezu Christo de la floresta virgen...
— i tak jest istotnie...
— Tak nie jest. My wiemy, gdzie człowieka tego ukrywacie. Chcieliście na razie wymusić na starym osiedleńcu okup za niego, planując jednak potem, że wrazie udania się napadu na Desierta i zrabowania całego jego mienia uśmiercicie sennora Horno... Czyż nie tak?
Na te słowa Venenoso spuścił oczy w milczeniu, ja zaś pytałem dalej:
— Ile żądasz za niego?
Podniósł na mnie wzrok, z którego można było wyczytać cień nadziei. Najwidoczniej wywnioskował, że jeżeli zapytuję go o cenę, to widocznie nie grozi mu jeszcze niebezpieczeństwo śmierci.
— Określ ją sam.
— Przepraszam, ty masz prawo postawić żądanie.
— Desiérto jest bogaty, a że kocha bardzo sennora Horno, więc może dobrze zapłacić.
— Przyznajesz więc tem samem, że sennor Horno jest u was. Ileż więc żądasz?<br Oznaczył cenę, wynoszącą na nasz rachunek około dwudziestu pięciu tysięcy koron. Uśmiechnąłem się i odrzekłem:
— Spodziewałem się, że zażądasz więcej.