Strona:Karol May - W Kordylierach.djvu/226

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.
—   198   —

— Co to pan urządza z tym urwipołciem? — zagadnął mię. ten ostatni, patrząc na mnie, jak na waryata. — Nic a nic z tego nie rozumiem.
— Zaraz pana objaśnię w tej materyi. Musimy za wszelką cenę wydobyć z tego opryszka zeznanie co do Horna, któremu grozi z jego ręki śmierć niechybna. Siec go rózgami do krwi byłoby dla nas samych nieprzyjemne, a przytem nie na wieleby się przydało, gdyż drab ten należy do osobników, którzy w pladze upatrują rozkosz. Poznałem to odrazu; o tego rodzaju amatorach mogą powiedzieć coś-niecoś lekarze chorób nerwowych i psychiatrzy. Nerwy takich osobników odznaczają się szczególniejszem czuciem, a właściwie nie reagują wcale na plagę cielesną. Aby więc usiłowania moje w celu rozwiązania języka drabowi nie były chybione, stosuję inny środek, nieco ostrzejszy, niż tamten, ale zato pewniejszy. Krople wody, spadające miarowo jedna po drugiej na czaszkę w jeden punkt, niezwykle boleśnie działają na mózg. Byłem świadkiem zastosowania tego rodzaju kary przez pewnego właściciela plantacyi. Murzyn, poddany podobnej torturze, wył, jak potępieniec. Prosiłem za nieszczęśliwym plantatora; ten jednak, pomimo, że winien mi był wdzięczność za pewną przysługę, wyrzucił mię za drzwi.
— I pan to zniosłeś spokojnie?
— Nie było innej rady. Ale też spłatałem srogiemu jegomości figla. Zakradłem się mianowicie do szałasu, gdzie nieszczęsny murzyn jęczał pod tą torturą i... wykradłem biedaka.
Rozmowę naszą przerwała Unica, wnosząc nam do altany mate na śniadanie, i bez zbytnich wstępów podjęła temat wczorajszego naszego oświadczenia co do Horna. Przeszkodził jej jednak Desiérto, który przyszedł do nas powitać się na „dzień dobry“.
Obecność Yerny w ogrodzie zdziwiła go, jak niemniej i położenie, w którem tenże się znajdował.
— Dla dobra zaginionego człowieka, którego uważacie za oszusta i krzywoprzysiężcę, uczyniłem pewną próbę.