Strona:Karol May - W Kordylierach.djvu/227

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.
—   199   —

— Zapewne masz pan na myśli Hornę?
— Nieinaczej. Ale przecie odważył się, pan na wypowiedzenie jego nazwiska...
— Bo Unica oznajmiła mi w nocy, że uważacie go za niewinnego i że znajduje się on już w drodze do nas. Zainteresowało mię to do tego stopnia, że w ciągu nocy oka zmrużyć nie mogłem i przychodzę teraz do pana z prośbą o bliższe wyjaśnienie w tej sprawie. Czyżbyś naprawdę miał o nim jakie wiadomości?
Widziałem z zachowania się obojga, że sprawą tą są ogromnie przejęci.
— Tak. Wpadliśmy na jego trop — rzekłem.
I opowiedziałem w krótkości wszystko, co mi było wiadome w sprawie młodego nieszczęśliwca, jako też przedstawiłem wysnuwające się z niej wnioski, które spowodowały mię do wzięcia Yerny w obroty dla uzyskania bliższych wskazówek co do owego młodego człowieka.
Zaledwo jednak Unica posłyszała, że Yerno nie chce wyznać, gdzie się obraca jej narzeczony, chwyciła nóż i krzyknęła:
— On wie i nie chce powiedzieć? Ja go natychmiast zmuszę do gadania! A jeżeli mi nie powie wszystkiego, przebiję go tym oto nożem!
— Proszę się uspokoić — rzekłem, zatrzymując ją. — Toby do niczego nie doprowadziło. On się noża nie zlęknie. A gdyby go pani uśmierciła, wówczas nie dowiedzielibyśmy się wcale, co nam potrzeba. Zresztą kto wie jeszcze, czy to jest ten sam Horno, o którego nam chodzi...
— O, to nie ulega wątpliwości — rzekł na to Desiérto. — Nie słyszałem jeszcze o nikim, ktoby miał podobne nazwisko. Jest to napewno nasz kochany, dobry Horno, którego ci zbóje obrabowali i teraz więżą go, jak zbrodniarza. O, niedoczekanie ich! Już ja potrafię go z ich szpon wydobyć. Niebo i ziemię poruszę w tym celu...
Rzekłszy to, poszedł do Yerny, a Unica podążyła za nim.