Strona:Karol May - W Kordylierach.djvu/22

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.
—   12   —

stety, nie zastali; powiedziano nam, że odjechał ze swą matką jeszcze w nocy.
— Dokąd? — zapytałem.
— Nic nam o tem nie mówił — odparł Monteso. — Wspomniał tylko, że pan wie o wszystkiem, i prosił, aby się pan nie gniewał, jeżeli on zabierze sobie czółno.
— Istotnie wiem, o co idzie. Co mówił więcej?
— Nic, tylko dziękował, żeśmy byli dla niego życzliwi, i obiecał uczynić wszystko, aby nam nie wyrządzono jakiej krzywdy.
— Wiem, co chciał przez to powiedzieć. Odjeżdżamy zaraz, i proszę przygotować się do drogi.
Turnerstick i Larsen zgodzili się oczywiście towarzyszyć nam i byli gotowi do podróży. Pozostało nam tylko widzieć się z pułkownikiem, ponieważ zaś spał jeszcze, więc zbudziłem go, aby mu oznajmić, że zaraz wyruszamy.
— Żal mi — rzekł, — że panowie tak prędko odjeżdżacie. Ale nie mogę was oczywiście zatrzymywać, gdy interesy wasze nie pozwalają wam tu dłużej pozostać. Z komendantem nie potrzebujecie się widzieć, gdyż jest to mój podwładny, i wystarczy, gdy ja wiem o tem. Postaram się zaraz o zaopatrzenie was w żywność oraz konie juczne i wszystko, co potrzeba; każę też przygotować łodzie.
Odszedł wydać odpowiednie rozkazy, a ja tymczasem zwróciłem się do Gomarry z zapytaniem, czy zna okolicę i czy może nas zaprowadzić do wspomnianych osad. Odpowiedział, że zna szczep Aripones i umie nawet cokolwiek mówić ich narzeczem, co, rzecz prosta, było mi na rękę.
Już mieliśmy wyruszyć w drogę, gdy zawezwał mię do siebie komendant, który się właśnie obudził, i rozmowa z nim wyjazd nasz nieco opóźniła. Dowiedziałem się natomiast od niego, że wspomniany przez Gomeza sendador jest to istotnie ów słynny Geronimo Sabuco, i że on, komendant, odradzał owym osadnikom wdawać się z tym człowiekiem.