Strona:Karol May - W Kordylierach.djvu/209

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.
—   183   —

Powiedział im pomiędzy innemi o nas, że jesteśmy skończone osły i głupcy, co ich bardzo ubawiło. Następnie rozmawiał czas jakiś z naczelnikiem.
Nic ze słów jego nie rozumiałem, a tylko jeden wyraz zastanowił mię mocno, mianowicie „horno“, którego nie mogłem sobie ze słownika hiszpańskiego przypomnieć. Miałże to być wyraz niemiecki, oznaczający w hiszpańskiem „cuerno“?
Widocznie wyraz ten miał jakieś ważniejsze znaczenie, skoro Pena, usłyszawszy go, spojrzał na mnie ukradkiem, ale znacząco, i pogrążył się znowu w apatyę, jakby go wcale nie obchodziło szwargotanie dwóch tych ludzi.
Niebawem skończyli naradę, i Yerno zwrócił się do nas:
— Ponieważ zachodzi obawa, ażeby nas Chiriguanosowie nie wyprzedzili, musimy wyruszyć w drogę natychmiast, a wy pójdziecie z nami.
Na dany znak zerwała się cała zgraja z miejsca i, zagasiwszy ognisko, ruszyła w pochód. Nas obu wzięto w środek, pomimo, że uważano nas za głupkowatych prostaków, niezdolnych nawet do ucieczki.
Idąc obok Peny, mogłem od czasu do czasu zamienić z nim kilka słów po angielsku, i to, rozumie się, prawie szeptem.
— Postanowili zamordować nas obydwóch — szepnął mi Pena do ucha.
— Kiedy?
— Skoro tylko odkryją miejsce, gdzie znajdują się pieniądze Desierta.
— A co zrobią z żyłą złota, którąśmy odkryli?
— Wymuszą na nas zapomocą plag wyznanie tajemnicy.
— Co znaczy wyraz „horno“?
— Tak nazywa się człowiek, będący u Mbocovisów w niewoli. Mieli zamiar wymusić zań okup u Desierta, ale zaniechali już tego, bo mają przecie nadzieję obrabować starego doszczętnie.