Strona:Karol May - W Kordylierach.djvu/185

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.
—   161   —

— Postaram się przedewszystkiem pojedyncze grupki, które tu wylądują, skierować do kościółka, i niezawodnie podążą tam one, gdy im wytłómaczę, że muszą się w kościółku ukryć przed wami, zanim nie wylądują tam wszyscy. Tymczasem dziesięciu najtęższych waszych wojowników ukryje się za ławkami w kościółku, ażeby rzucić się na przybyszów z nienacka i, obezwładniwszy ich, zakneblować usta, by krzykiem nie zdradzili przed następującą partyą swego położenia. W ten sposób stopniowo wpadną w nasze ręce wszyscy bez jednego wystrzału. Prawdopodobnie ja z Peną będziemy obecni podczas przyjęcia pierwszej partyi tych chciwych na cudze mienie głupców, a wówczas ludzie wasi, przeznaczeni do ich schwytania, niech tylko uważają na moje skinienia. Proszę wybrać do tej czynności takich, którzy umieją trochę po hiszpańsku.
— Mam tylko dwóch, znających język hiszpański. Ale dlaczego pan przeznacza do tej roboty tylko dziesięciu, skoro jest do rozporządzenia trzydziestu?
— Bo popierwsze dziesięciu wystarczy najzupełniej, a powtóre nie zmieściliby się wszyscy w ciasnym kościółku. Zresztą przypuszczam, że „zięć“, zanim coś przedsięweźmie, zechce przekonać się, ilu was jest. Dlatego to trzeba będzie rozpalić ognisko, przy którem zasiądzie reszta wojowników waszych, aby ich zdaleka mógł „zięć“ policzyć, przyczem muszą się tak zachowywać, jakby nie zwracali uwagi na to, co się dzieje koło kościółka. Musimy zaraz wybrać miejsce, w którem pan z dwudziestoma swymi ludźmi rozłoży ogień. Chodźmy.
Opuściwszy mury kościółka, udaliśmy się ku środkowi wyspy, i tam w pewnem oddaleniu wyszukałem dogodne miejsce dla rozłożenia obozu.
Desierto dał mi się jakoś dotychczas powodować i nie oponował przeciw moim zarządzeniom, ale z ponurego jego spojrzenia wywnioskowałem, że nie jest z nich zadowolony. Spostrzegł to również Pena i zwrócił się do niego ze słowami: