Strona:Karol May - W Kordylierach.djvu/150

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.
—   128   —

Stary popatrzył na mnie, jak na waryata, poczem cofnął się parę kroków.
— Ha! jeśli pan chcesz... — i dał znak Indyanom.
W tej chwili jednak z błyskawiczną szybkością poskoczyłem do drabów, nie przygotowanych na to, a wyrwawszy im rury, rzuciłem je na ziemię, i w tejże sekundzie chwyciwszy jednego za bary, gwałtownym ruchem rzuciłem go w stronę Peny ze słowami:
— Zrób pan z nim porządek! Drugiego zaś czerwonoskórego prawie jednocześnie uderzeniem pięści w skroń powaliłem na ziemię i w następnem okamgnieniu skierowałem się do starego, który, znalazłszy się w nieoczekiwanej sytuacyi, oniemiał ze zdziwienia. Zabiegłszy go z boku, palnąłem go w prawe ramię tak, że nóż z brzękiem uderzył w sufit i spadł po drugiej stronie izby. Następnie chwyciłem starego oburącz za krtań i, powaliwszy na ziemię, zwróciłem się do Peny, który kolanami przydusił pokonanego przeze mnie Indyanina.
— No, jakżeż tam?
— Trzymam go dobrze — odrzekł.
— Musimy teraz wszystkich trzech powiązać... byle tylko było czem.
— Mam jakiś sznurek w kieszeni.
I wyciągnąwszy kawał powroza, związał swego przeciwnika, a zdarłszy z niego jakąś szmatę, podarł na długie pasy, którymi skrępowaliśmy dwóch pozostałych. Następnie związaliśmy ich razem mojem lassem, zabezpieczając doskonale, aby nam nie umknęli.
— No, a teraz jesteśmy panami sytuacyi — rzekłem, odetchnąwszy z ulgą.
— Istotnie jest to dla mnie niespodzianką. Ani marzyłem, aby nam tak dobrze poszło...
— Jakto? przecie pan pierwszy nie chciałeś się poddać...
— No, tak. Ale właściwie chodziło mi tylko o potargowanie się ze starym; w gruncie rzeczy zaś myślałem seryo o poddaniu się. Cóż teraz uczynimy?