Strona:Karol May - Trapper Sępi-Dziób.djvu/93

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Bawole Czoło. — Nikt mi w tem nie zdoła przeszkodzić. Gdzie jest ta, z której rozkazu musiał cierpieć?
Najlepiej mógł na to pytanie odpowiedzieć Unger, który właśnie wszedł do pokoju.
— Leży spętana w pokoju Emmy — rzekł. — Jutro urządzimy nad nią sąd. Przedewszystkiem muszę przywitać się z ojcem.
Unger nachylił się nad Arbellezem i pocałował go w blade wargi.
— Oto jest chwila, do której tęskniłem przez długie lata, — rzekł. — Teraz spełniło się moje życzenie, i teraz może się rozpocząć zemsta.
Arbellez o tyle odzyskał siły, że mógł podnieść rękę. Położył ją na szyi Ungera i odpowiedział szeptem:
— Niech cię Bóg błogosławi, mój synu!
Był zbył osłabiony, aby jeszcze coś powiedzieć, ale twarz jego mówiła wyraźnie o szczęściu, jakiego doznawał, patrząc na zięcia i myśląc o rychłem spotkaniu z córką. To zespolenie wyrazu szczęścia i boleści było tak wzruszające, że nikt z obecnych nie mógł się powstrzymać od łez.
Fernando podszedł do Arbelleza i położył mu rękę na czole.
— Pedro Arbellez, czy znasz mnie?
Chory patrzał przez kilka chwil na dobrotliwe rysy pytającego, poczem jakby promień słoneczny rozjaśnił jego twarz.
— Hrabio Fernando! Mój dobry, kochany panie! O Boże, dziękuję ci, że mi tyle dałeś radości!

87